Nie jesteś zalogowany na forum.
Wróciłem po balu do domu trochę po północy. Byłem zmęczony, ale szczęśliwy ze spędzonego czasu.
Zdziwiny, że światła w domu jeszcze są zapalone wszedłem do środka i zostałem prawie natychmiast przechwycony przez dwie małe istotki.
- Harry! Gdzie byłeś?
- Ale jesteś ubrany! - zachwycały się po kolei Rose i Scarlett. Pokreciłem głową ze śmiechem.
- Znajoma zaprosiła mnie na pewne przyjęcie - wyjaśniłem. Przemilczę, że wypersfazowała od mojego szefa bym uciekł w trakcie pracy.
- To twoja dziewczyna? - zapytała z zachwytem Scar, a ja wybuchnąłem śmiechem. Czy Grace jest moją dziewczyną...?
Kucnąłem przy małej.
- Narazie to tylko moja znajoma...
- Narazie! Narazie! - zaczęła piszczeć mała Rose, a ja nie miałem serca jej przerywać.
- Czyżby Pan Idealny, znalazł kogoś sobie...? - usłyszałem drwinę. Do salonu wszedł Terry z papierosem w ręku. Dziewczyny ucichły i patrzyła na niego z mieszaniną strachu i niesmaku. Zachowałem spokój i spojrzałem na siostry.
- Jest już bardzo późno. Lećcie już do pokoju - uśmiechnąłem się do nich, a obie pokiwały szybko głowami i zniknęły na schodach.
Wyprostowałem się i spojrzałem na brata, nie przyjemnie podobnego do mnie.
- Nie pal w domu - mruknąłem, choć wiedziałem, że tego nie zrobi. Terry jak zwykle tylko dmuchnął mi dymem w twarz.
- Będę robić co mi się podoba - stwierdził z uśmiechem. Zastanawiałem się, czy gdybym też się tak uśmiechnął byłbym równie przerażający.
- Gdybyś się dokładał do domowego budżetu wtedy miałbyś takie prawo. Jednak skoro potrafisz tylko zabierać... - wzruszyłem ramionami. Terry zlustrował mnie wzrokiem.
- A twój ganiaczek? Ceną pewnie nie przypomina paczki papierosów?
- Dostałem go - odparłem szybko. Brat znów uniósł brwi.
- Od tej dziewczyny? - oczy mu zabłysły.
- Tak... Ale to zwykły prezent. Poprosiła mnie bym towarzyszył jej m przyjęciu i musiała mi skombinować odpowiedni strój...
- Ach tak? Chyba nie należy do najbiedniejszych skoro może takimi prezentami rzucać na prawo i lewo... - dotknął marynarki. Wyrwałem się.
- Zostaw ją lepiej...
- Ooo... myślałem, że jako dobry barciszek mnie przedstawisz - zauważył sztucznie niewinnym tonem. Ściągnąłem usta. Nie chciałem kontynuować tej rozmowy więc odwróciłem się na pięcie.
- Dobrano...
- Byłem u Jonathana... - rzucił Terry. Na te magiczne słowa stanąłem.
- Lekarze mówili by nie przychodzić za często...
- Widocznie to ja jestem tym lepszym bratem - prychnął. Z powrotem spojrzałem na brata.
- Iii...? Jakaś poprawa?
- Przestał gadać ze sobą i nie rzuca się gdy ktoś wchodzi do pokoju... - powiedział cicho. - Ostatnio oberwałem od niego wazonem z kwiatami...
- Wiem - uciąłem. - Czy lekarz coś powiedział?
- Leki nie bardzo działają, ale nawet gdyby działały, nie dają mu szans powrotu do zdrowia - wyjaśnił gładko. Wiedziałem, że Jonathan to dla niego jeszcze trudniejszy temat niż dla mnie. Tylko on dobrze pamięta jaki był przed załamaniem.
- Szok po urazowy musiał być czymś spowodowany... tym bardziej taki ciężki...
- Zamknij się smarku - warknął tylko i wyszedł trzaskając drzwiami.
Na górze usłyszałem ciche skomlenie i westchnąłem. Terry po prostu MUSIAŁ obudzić Mary. Wdrapałem po lichych schodach i wszedłem do pokoju matki, gdzie stała kołyska Mary. Matki nie było ale niedługo powinna wrócić z nocnej zmiany.
- Cześć maleństwo... - uśmiechnąłem się ze zmęczeniem do dziewczynki dziewczynki w łóżeczku. Nie przestała płakać, więc wziąłem ją na ręce. Mary uspokoiła się trochę i złapała mój kciuk.
- H... Hlly... - zaśmiałem się. Dla niej zawsze byłem Hlly. Kołysałem ją w ramionach, aż dziewczynka zasnęła, a wtedy odłożyłem ją do kołyski. Westchnąłem przeciągając się i przecierając oczy. Wszedłem do pokoju, który teoretycznie dzieliłem z Terrym i Jonathanem. Prawda była taka, że spałem tu sam. Całkiem sam.
Nie miałem siły już się wykąpać, zresztą nie było już zapewne ciepłej wody. Zdjąłem tylko ostrożnie garnitur i odwiesiłem go elegancko na wieszak. Uśmiechnąłem się raz, czy dwa na wspomnienie wieczoru i upadłem na łóżko w samych bokserkach. Z jedną myślą gdzieś z tyłu głowy.
Zaczynam pracę o 6...
Offline
Usiedliśmy odo stołu. Rosie, Scarlett i Mary w siedzisku dla dzieci. Matka nie mogła być, ale uznałem, że nie mogę tylko dlatego odebrać to święto dziewczynką. Zresztą... Nasza rodzina nie mogła być pełna.
- Wszystkiego dobrego w Święto Dziękczynienia - uśmiechnąłem się do sióstr.
Offline
Nacisnąłem klamkę i wszedłem do swojego domu z papierosem w ustach.
- Najlepszego! - zawołałem od progu.
Ostatnio edytowany przez Terry Jenkins (2016-09-18 13:28:18)
Mówisz do mnie? Wybacz, ale nie jesteś dość interesującą osobą bym Cię słuchał.
Offline
Zaraz po telefonie Grace prawie poskoczyłem na dźwięk głosu brata.
- Terry? Co ty tu...?
Offline
Wzruszyłem ramionami.
- Święto powinno się spędzać z rodziną - wyjąłem papierosa z ust i zgasiłem go. Nie dla Harry'ego. Tylko dla dziewczynek.
Mówisz do mnie? Wybacz, ale nie jesteś dość interesującą osobą bym Cię słuchał.
Offline
Zazgrzytałem zębami.
- Teraz jesteśmy rodziną? - zdziwiłem się ze złością.
Offline
Uśmiechnąłem się.
- No tak... Dziękuje ci Harry, za bycie takim dupkiem i zapominanie o prawdziwych braciach...
Mówisz do mnie? Wybacz, ale nie jesteś dość interesującą osobą bym Cię słuchał.
Offline
Po jakiejś godzinie od naszej ostatniej rozmowy zapukałam do drzwi domu Harrego trzymając w jednej ręce trzy małe pakuneczki.
Offline
Słyszę pukanie i nim Harry mnie złapał otworzyłem drzwi.
- Ooooo... ją też zaprosiłeś? - śmieje się, a potem wracam wzrokiem do tego smarka. - Ale aby odwiedzić prawdziwą rodzinę, już nie pomyślałeś?! - warknąłem dość głośno.
Mówisz do mnie? Wybacz, ale nie jesteś dość interesującą osobą bym Cię słuchał.
Offline
Spojrzałem błagalnie na Grace, ale...
- Terry, uspokój się... - Scarlett i Rose podbiegły do Grace, chowając się za nią.
Offline
-Cześć Harry, ja chyba przeszkadzam. Niepotrzebnie się wprosiłam.- kręcę głową zdezorientowana widząc, że Harry ma własny problem. Obejmuję delikatnie dłońmi dziewczynki które schowały mi sie za plecami.
Offline
Zaczynam lekko panikować.
- Nie... to tylko...
Offline
- To tylko JA! - wkurzyłem się. - Ten zły, głupi i egoistyczny, z czego połowa to prawda. Ja jednak pamiętam o całej rodzinie, a nie tylko tej wygodnej.
Mówisz do mnie? Wybacz, ale nie jesteś dość interesującą osobą bym Cię słuchał.
Offline
- Terry... Przestań - jęknąłem. - Jonathan to nie jest "niewygodna rodzina". Po prostu... - nie wiedziałem co powiedzieć. - Nie kłóćmy się o to dziś...
Offline
Unoszę brwi.
- Nie powiedziałeś swojej dziewczynie o Jonathanie?
Mówisz do mnie? Wybacz, ale nie jesteś dość interesującą osobą bym Cię słuchał.
Offline
Drygnęłam gdy starszy brat Harrego krzyknął.- Ale ja nie jestem jego dziewczyną więc nie ma obowiązku mi o tym mówić.- mówię cicho starając sie bronić Harrego.
Offline
Klnę pod nosem. Ona jest głupia, czy głupsza?
- Jednak miło by było gdybyś dostrzegła jakim smrodem jest Pan Idealny!
Mówisz do mnie? Wybacz, ale nie jesteś dość interesującą osobą bym Cię słuchał.
Offline
- Terry! - po raz pierwszy od bardzo dawna podniosłem głos, a dziewczynki drgnęły. - Obaj wiemy... Stan Jonathana utrzymuje się od 15 lat. Tata nie żyje od 3. Masz rodzinę tutaj... dlaczego się upierasz... - spojrzałem błagalnie na niego.
Offline
- Nie wierzysz?! Już przestałeś wierzyć w Jonathana?! - już dawno nie byłem tak wściekły. - Najlepszego Święta Dziękczynienia dupku! - powiedziałem na zakończenie i ruszyłem do wyjścia. Gdy minąłem blondynkę spojrzałem na siostry. Podałem im bez słowa dwie koperty i wyszedłem z domu. Z mojego domu.
Mówisz do mnie? Wybacz, ale nie jesteś dość interesującą osobą bym Cię słuchał.
Offline
- O matko Harry.- tylko tyle jestem w stanie powiedzieć.Kręcę głowę bardziej zdezorientowana niż wcześniej.- Jezu co tu się właśnie wydarzyło?
Offline
Przez chwilę jeszcze dygoczę czując złość. W końcu sile się na uśmiech.
- To... po prostu Terry... - potem spojrzałem na dziewczynki.
- Siadajcie do stołu, jedzenie wystygnie... Grace nam potowarzyszy - uśmiechałem się do nich, ale one w milczeniu zasiadły do stołu. Potrłem twarz ręką, ale znów się uśmiechnąłem. - Siadaj Grace, jest miejsce i dla ciebie...
Offline
- Jak ładnie zjecie do mam dla was mały prezent.- uśmiecham się do nich lekko i zdejmuje płaszcz i szpilki a następnie podchodzę do Harrego i bez słowa słowa go delikatnie przytulam.
Offline
Zaskoczony westchnąłem tylko i oparłem ciężką głowę o ramionma dziewczyny.
- Wybacz, że musiałaś to oglądać...
Offline
- Każda rodzina ma jakieś problemy, nie mam rodziny idealnej.- wzdycham.- Naprawdę dobrze sobie poradziłeś z tą sytuacją. Twój brat nie powinien robić awantury przy dzieciach i obcych osobach.- mówię cicho.
Offline
Zaciskam usta.
- Nie wiem, czy nie powinien... Zresztą... Trudno mi ck zrozumieć choć to mój starszy brat... - poczułem spojrzenie dziewczynek na sobie więc odsunąłem się od Grace. Zaprowadziłem ją do stołu.
- To Ty kupiłaś mu ten strój? - wyskoczyła Scarlett.
Offline